Skąd u pani te anioły?

04-12-2014

No właśnie. Anioły wleciały na moje obrazy już tak dawno, że nawet nie pamiętam kiedy to się stało. Ale zanim wleciały, to były w mojej wyobraźni od zawsze. Być może samotność jedynactwa sprawiła, że świat niewidzialnych przyjaciół stał się dla mnie tak bliski. Znajdowałam w nim wyrozumiałych słuchaczy, obrońców i towarzyszy zabaw. Zwracałam się do nich w trudnych sytuacjach czując życzliwą opiekę. Wieczorem, po zgaszeniu światła, miałam z kim porozmawiać, powygłupiać się, podzielić wrażeniami z mijającego dnia.
A potem, już na studiach, odnalazłam tę równoległą rzeczywistość w obrazach oglądanych w albumach i muzeach. Zawsze mnie fascynowały. Efemeryczne u Prerafaelitów, stopniowo nabierające cech ludzkich, uwznioślone, ale czasem figlarne i przekorne, rozpasane w przepychu baroku. Zachwycające lub kiczowate. Ot, cała ludzka natura.
Zawsze były w drugim planie. Tu, na naszych oczach rozgrywały się dramaty mocarstw, wniebowzięcia i z nich strącenia, koronacje i wielkie bitwy, a na drugim planie uwijały się anioły.
Malując obraz często wcale nie planuję obecności anioła. A tu nagle okazuje się, że przycupnął na karuzeli, wdrapał się na półkę ze słodyczami, lub z furkotem skrzydeł przeleciał wymachując flagą z herbem mojego Gdańska. Zaduma się nad losem psa lub kota, albo zagra na skrzypcach zakochanej parze. Czasem rozłoży się na plażowym leżaku, lub poda kawę.
Smutno byłoby mi bez tych skrzydlatych przyjaciół. Nawet jeśli są tylko odbiciem moich snów, cieszę się, że są. Tak sobie myślę, że może prowadzą swoje równoległe życie mając nas jedynie „na oku”. Nudzą się z nami na filmach, na których i my się nudzimy, patrzą z politowaniem kiedy przeholujemy w rozrywkach, albo rumienią się spoglądając na chwile naszej intymności.
Zawsze z początkiem grudnia mam wrażenie, że zaczyna się ten magiczny, anielski czas. To Ich czas. W ciszy wieczoru można prawie usłyszeć łopot skrzydeł.
I to zupełnie nieważne w co wierzymy lub nie wierzymy. Anioły są naszą równoległą rzeczywistością i dobrzej jest wiedzieć, że patrzą na nas czujnym okiem. No chyba, że właśnie są zajęte grą na złotych skrzypcach...