Autoportret czyli wszystko co najważniejsze

01-02-2015

Dzisiaj weszła do Atelier pewna pani. Powoli spacerując oglądała filiżanki, kubeczki, przyglądała się obrazom na ścianach. Elegancka, przystojna kobieta w kwiecie wieku – pomyślałam. Zaczęłyśmy rozmawiać, pani pytała o niektóre prace, o inspiracje, rozmawiałyśmy o porcelanie, o Gdańsku i jego historii. Trwało to dość długo, zaczęłam myśleć o pędzlach, które odłożyłam i farbie, która z pewnością zaczęła na nich przysychać. Musiała wyczuć mój niepokój, bo nagle, patrząc mi w oczy powiedziała: bardzo przepraszam, że zajęłam tyle czasu, ale widzi pani, ja jestem taka samotna! Zobaczyłam łzy w jej oczach i poczułam się bardzo nieswojo. Nawet nie dlatego, że to nagłe wyznanie osoby zupełnie nieznajomej wydało mi się rozpaczliwe. Raczej dlatego, że od jakiegoś czasu myślałam o wszechogarniającej nas samotności. Zaczęłam mieć wrażenie, że ludzkie dramaty opisywane w codziennych serwisach informacyjnych, to morze nieszczęść, wojen, przemocy, które z dnia na dzień coraz mocniej wdziera się do naszej świadomości mają jeden wspólny mianownik. Wielką, bezkresną samotność. Samotność, którą ludzie próbują oszukać udowadniając nieustająco jak bardzo są ważni, groźni, niezastąpieni, doskonali.
A przecież każdy z nas jest małą wyspą, na której przez kolejne lata gromadzi wspomnienia, bliskich ludzi, ważne momenty, zapamiętane obrazy. Czasem jest tego tyle, że wydaje się niemożliwe do „upchnięcia”. To nasz niepowtarzalny, bezcenny skarbiec, z którego możemy czerpać całymi garściami w chwilach, w których przestrasza nas jakaś nagła pustka.
***
Popijałyśmy herbatę z filiżanek, na których kolorowe parasole chronią plażowiczów wygrzewających się na gorącej plaży i patrzyłyśmy na wieżę Ratusza, która powoli pogrążała się we wczesnym zimowym zmroku. Zaproponowałam, żeby pani kupiła sobie farby i namalowała swój autoportret. Żeby poszukała na swojej wyspie tego wszystkiego co dla niej ważne, dobre i bliskie i po prostu to namalowała. A wtedy sama zobaczy, że nie jest wyspą bezludną.